- Nieszczelny filtr doprowadził do poważnych szkód w zalanej nieruchomości
- Niekompetentny rzeczoznawca ubezpieczyciela i brak informacji o przeprowadzonych oględzinach – pierwszy niepokojący sygnał
- O tym musisz pamiętać podczas oględzin nieruchomości przez rzeczoznawcę ubezpieczyciela
- Nieuzasadniona odmowa wypłaty odszkodowania za zalanie i teoria „przeciekających wód gruntowych”
- Pierwsze działania podjęte przez poszkodowanych nie przyniosły skutku
- Pomogliśmy zebrać dowody obalające teorię ubezpieczyciela
- Postawa ubezpieczyciela w sądzie – upór mimo oczywistych dowodów
- Pełne zwycięstwo w sądzie – przyznanie maksymalnej kwoty odszkodowania i zwrot pozostałych kosztów
To nie był wymarzony powrót z urlopu. Małżeństwo przekroczyło próg domu pierwszy raz po wielu dniach zasłużonego odpoczynku. W środku czekała ich jednak nieprzyjemna niespodzianka – powyginane panele, odchodzące płytki i nasiąknięte wilgocią ściany. Taki widok sprawił, że w jednej chwili zniknęło poczucie spokoju i wypoczęcia. Ich miejsce zastąpiło nerwowe sprawdzanie zakresu szkód, przeglądanie dokumentów i telefony do ubezpieczyciela. Jakby tego było mało, ta sprawa nie należała do bezproblemowych. Ubezpieczyciel nie chciał wypłacić odszkodowania, twierdząc, że polisa nie obejmuje tego rodzaju okoliczności. Nie pomogła reklamacja ani zgłoszenie do Rzecznika Finansowego. Skutek odniosła natomiast interwencja naszej kancelarii. Udowodniliśmy, że odmowa wypłaty odszkodowania po zalaniu nie była uzasadniona, a małżeństwo otrzymało pełną należną kwotę.
Nieszczelny filtr doprowadził do poważnych szkód w zalanej nieruchomości
Właściciele nieruchomości od razu wiedzieli, że dom został zalany. Ich oczom ukazały się powyginane panele podłogowe, uszkodzona glazura, odklejone listwy przyścienne i plamy na ścianach, które nie pozostawiały wątpliwości – w murach zalegała wilgoć.
Pierwsza myśl – ustalić, skąd wycieka woda i zablokować źródło wycieku. Tak też zrobili, a przyczynę znaleźli bardzo szybko. Okazało się, że instalacja hydrauliczna jest nieszczelna i z filtra wyciekała woda. Pech chciał, że prawdopodobnie do awarii doszło w pierwszych dniach urlopu i z tego powodu wody zdążyło się wydostać bardzo dużo, doprowadzając od poważnych szkód.
Małżeństwo nie traciło czasu. Od razu przerwało dalszy wyciek wody. Najszybciej jak to możliwe przystąpiono też do profesjonalnego osuszania domu.
Niekompetentny rzeczoznawca ubezpieczyciela i brak informacji o przeprowadzonych oględzinach – pierwszy niepokojący sygnał
Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem. Ubezpieczyciel przyjął zgłoszenie i niezwłocznie wysłał na miejsce swojego rzeczoznawcę, by ten mógł ocenić zakres szkód. Niestety już na tym etapie pojawiły się pierwsze problemy.
Rzeczoznawca zapoznał się z planem budynku, obejrzał zniszczenia i spisał szkody. Natomiast nie przedstawił żadnego dokumentu do podpisania. Właściciele nie mogli więc zweryfikować, czy uwzględnił wszystkie szkody i czy właściwie je opisał. Na tym jednak zaniedbania się nie kończyły, bo towarzystwo ubezpieczeniowe ani sam rzeczoznawca nie poinformowali o wynikach przeprowadzonych oględzin.
Nieuzasadniona odmowa wypłaty odszkodowania za zalanie i teoria „przeciekających wód gruntowych”
Po kilku tygodniach właściciele otrzymali decyzję ubezpieczyciela, która wprawiła ich w osłupienie. Towarzystwo ubezpieczeniowe całkowicie odmówiło wypłaty odszkodowania, powołując się na wykluczenia w polisie.
Ubezpieczyciel powołał się właśnie na jeden z przypadków wymienionych wyżej. Utrzymywał, że woda przedostała się do gruntu pod budynkiem, a następnie wnikała przez fundamenty, przedostając się do ścian. Uznał więc, że szkody są wynikiem „przenikania wód podziemnych” i co za tym idzie – nie musi wypłacać właścicielom nieruchomości żadnych pieniędzy.
Pierwsze działania podjęte przez poszkodowanych nie przyniosły skutku
Decyzja ubezpieczyciela już na pierwszy rzut oka wydawała się absurdalna. Właściciele nieruchomości na własne oczy widzieli przecież, że woda wyciekała przez nieszczelny filtr, a więc zalanie nie miało nic wspólnego z wodami gruntowymi. Szybko przystąpili więc do działania – złożyli odwołanie od wydanej decyzji. Niestety nie przyniosła ona zamierzonego efektu.
Następnie postanowili zgłosić się do Rzecznika Finansowego i poprosić o interwencję w sprawie. Ten krok również nie przyniósł oczekiwanego rezultatu. Ubezpieczyciel nie zmienił swojej decyzji. Małżeństwo nie zamierzało się jednak poddać i poprosiło naszą kancelarię o pomoc w dochodzeniu sprawiedliwości na drodze sądowej.
Pomogliśmy zebrać dowody obalające teorię ubezpieczyciela
Przygotowując pozew o zapłatę do ubezpieczyciela, naszą argumentację oparliśmy na 3 głównych elementach:
- Analiza zużycia wody Firma dostarczająca wodę dostarczyła analizę, która jasno wskazywała, że w okresie zalania zużycie wody było dwukrotnie większe niż normalnie. Stanowiło to potwierdzenie wycieku, szczególnie że właściciele byli nieobecni, więc nikt tej wody nie używał normalnie.
- Stan techniczny zabezpieczeń budynku Wykazaliśmy, że fundamenty były prawidłowo zabezpieczone przed wodą gruntową.
- Opinia niezależnego rzeczoznawcy Poszkodowani skorzystali z pomocy eksperta. Zapoznał się on z planami domu i ocenił szkody. Na tej podstawie mógł łatwo ustalić rzeczywisty przepływ wody i przyczynę zalania. Wskazał, że woda nie przedostała się do wnętrz od strony gruntu. Zamiast tego rozlała się po posadzce garażu, gdzie wyciekała z filtra, przesiąkła przez gładź i rozpłynęła się po warstwach posadzkowych, izolację przeciwwilgociową, a stamtąd płynęła do dalszych części budynku, wnikając także w mury.
Postawa ubezpieczyciela w sądzie – upór mimo oczywistych dowodów
Ubezpieczyciel powinien pokryć wszystkie szkody związane z zalaniem. W toku tej sprawy okazało się natomiast, że szkody były większe, niż pierwotnie ustalono. Właśnie dlatego od razu podjęliśmy potrzebne działania i dodatkowo domagaliśmy się brakującej kwoty (w prawniczym języku nazywa się to „rozszerzeniem powództwa”).
Przedstawione przez nas dowody i argumenty nie budziły wątpliwości, a mimo tego ubezpieczyciel wciąż obstawał przy swoim stanowisku. W odpowiedzi na pozew i podczas postępowania powtarzał te same argumenty, które pojawiły się już w pierwszej wydanej przez niego decyzji. Nie miał jednak szans na wygraną.
Pełne zwycięstwo w sądzie – przyznanie maksymalnej kwoty odszkodowania i zwrot pozostałych kosztów
Sąd, po rozpatrzeniu wszystkich dowodów i powołaniu biegłego, wydał wyrok całkowicie korzystny dla naszych klientów. Nakazał, by towarzystwo ubezpieczeniowe zapłaciło:
- 51 tysięcy złotych za szkody powstałe wskutek zalania
- Zwrócił koszt sporządzenia niezależnej opinii
- Pokrył koszty procesu, które musieli ponieść właściciele nieruchomości, by walczyć o swoje prawa przed sądem,
- Zapłacić odsetki za opóźnienie.
Oznaczało to, że musiał zapłacić aż 75 tysięcy złotych. Poszkodowani otrzymali pełną kwotę potrzebną do przeprowadzenia remontu, a odsetki za opóźnienie zrekompensowały im konieczność toczenia długiego sporu z ubezpieczycielem.
